colld corner

od słowa do słowa o książkach

Angels & Demons - Dan Brown
"What is it with this guy and speed? he wondered.
'Five kilometers to the lab,' the pilot said. 'I'll have you there in two minutes.'
Longdon searched in vain for a seat belt. Why not make it three and get us there alive?

---
'(...) The number 503 in Roman numerals is-'
'DIII.'
Langdon glanced up. 'That was fast. Please don't tell me you're an Illuminatus.'
She laughed. 'I use Roman numerals to codify pelagic strata.'
Of course, Langdon thought. Don't we all."
Five Little Pigs (Hercule Poirot, #24) - Agatha Christie
"'So to you Elsa Greer spoke in the words of Juliet?'
'Yes. She was a spoiled child of fortune - young, lovely, rich. She found her mate and claimed him - no young Romeo, a married, middle-aged painter. Elsa Greer had no code to restrain her, she had the code of modernity. "Take what you want - we shall only live once!'

---

'Curiosity?' (...)
'Ah, you realize that?'
Poirot said:
'It is inevitable. Women will always see a private detective! Men will tell him to go to the devil.'
'Some women might tell him to go to the devil too.'
'After they have seen him - not before.'

---
Miss Williams killing anybody at all! Another fantastic picture: 'Did you ever kill anybody, Miss Williams?' 'Go on with your arithmetic, Carla, and don't ask silly questions. To kill anybody is very wicked.'"
Uwaga Spoiler!
Przedsmak śmierci - Phyllis Dorothy James
"- (...) A swoją drogą, w jaki sposób dowiedzieliście się o Travers?
- Od kobiety, u której mieszkała, zanim wprowadziła się do własnego mieszkania. Kobiety mają głęboką pogardę dla wszelkich tajnych stowarzyszeń męskich i wrodzony dar ich demaskowania.
- Cała ich płeć - orzekł Gilmartin - jest jednym tajnym sprzysiężeniem."
Murder On The Orient Express - Agatha Christie
"'I'll break every bone in your damned body, you dirty little whipper-snapper,' he said. (...)
'I like to see an angry Englishman,' said Poirot. 'They are very amusing. The more emotional they feel the less command they have of language.'"
Brudne ulice Nieba - Tad Williams, Janusz Szczepański
"rewolwer z tłumikiem"

'Śmierć w La Fenice', Donna Leon

Śmierć w La Fenice - Maria Olejniczak-Skarsgård, Donna Leon

Łaziłam za tą książką od dłuższego czasu. Nie dość że kryminał, to jeszcze osadzony w Wenecji. Specyficzne miasto, przez co cała opowieść ma całkiem odmienny rytm niż jakikolwiek inny znany mi kryminał. Żeby gdziekolwiek się dostać, trzeba przebrnąć przez niezliczoną ilość zaułków i mostów, ewentualnie użyć tramwaju wodnego, a te są niesamowicie powolne. Dodatkowo włosi sami w sobie są dość specyficzni, natomiast wenecjanie to już w ogóle odmienna mentalność. Daje to całkiem przyjemne tło. No tak, do kryminału. Do opowieści toczącej się w miarowym tempie pomiędzy jedynym kieliszkiem wina, a piwem i wystawnym obiadem, na którym wydobywa się ploteczki od informatora. Czterokrotnym przeczytaniem tych samych raportów a obiadkiem z obowiązkowym winem. I rodziną.

Książkę tą trzeba oceniać w dwóch kategoriach: nastrój, miasto, tło - rewelacja. Czytanie sprawiało mi podobną przyjemność, jak w przypadku fabuł osadzonych we Wrocławiu. Oba miasta są bliskie memu sercu.

Drugą kategorią jest oczywiście kryminał i tu niestety nie jest aż tak pięknie, może nie fatalnie, ale też nie zachwycająco. Nie mam nic do zarzucenia od strony proceduralnej (uff), ale... Możliwe, że się czepiam, bo to całkiem inaczej toczona opowieść. Bardziej po włosku? Leniwie?

Ze względu na Wenecję sięgnę po kolejny tom :)

 

Data pierwszego wydania: 1992

Seria: Komisarz Brunetti

Tom: 1

'Bar McCarthy'ego' Pete McCarthy

Bar McCarthy'ego - Pete McCarthy

(...) strach przed spędzeniem kolejnej nocy świętego Patryka w promieniu 30 mil od Londynu. Co roku 17 marca angielska klasa średnia na nowo przeżywa problem irlandzki, który w niewielkim uproszczeniu polega na tym, że Irlandia po prostu jest.

 

Po drugiej stronie przejścia księżulo jeszcze śpi. Obudziłbym go i zapytał o zdanie, gdybym nauczony doświadczeniem nie wiedział, że wstrząsanie klerem w zamkniętej przestrzeni grozi śmiercią.

 

(...) o ile Anglików lubi się za granicą za to, że nie są Niemcami, o tyle Irlandczyków lubi się, bo nie są Anglikami.

 

Mówi, że pracował jako techniczny dla manchesterskich kapel, i pyta, czy znam mantrę ekipy od aparatury. Nie znam.

To co mokre - wypij,

To co suche - wykurz,

Co się rusza - przeleć,

Całą resztę wpierdol na tył wozu.

 

- Może mogłaby mi pani pomóc? Szukam pewnego miejsca, ale nie znam drogi.

- Oj, nie wiem. Widzi pan, ja jestem nietutejsza.

- Ach tak - wzdycham rozczarowany. - A gdzie pani mieszka?

- O, tam.

Wskazuje biały dom o trzy miedze dalej, na stoku, najwyżej milę stąd.

 

Przechodzę natychmiast na plan B, który w tym przypadku oznacza jazdę przed siebie, aż coś się wydarzy. Zawsze należy mieć plan B, zwłaszcza gdy nie ma planu A. Po paru minutach jestem na skrzyżowaniu, na którym dzisiaj chyba jeszcze nie byłem, choć głowy nie dam.

 

(...) nie był to ten rodzaj milczenia, który zdaje się mówić: "Co to za obcy typ pakuje się do naszego pubu "Pod Zarzynanym Jagnięciem" w tę zimną mglistą noc? Nie będziemy się do niego odzywać, a potem wyprowadzimy go na zewnątrz, obedrzemy ze skóry i rzucimy psom na pożarcie".

 

Postaram się wyluzować. W końcu co mi się może stać? Najwyżej wezmą mnie za tajniaka z policji antynarkotykowej, pobiją do nieprzytomności, nafaszerują kokainą, grzybkami halucynogennymi i butaprenem, po czym rzucą na pożarcie temu olbrzymiemu skundlonemu ni to chartowi, ni wilczurowi, który właśnie wepchnął mnie w żywopłot.

A jeśli będzie jeszcze gorzej? Jeśli będę musiał wziąć udział w żonglowaniu pochodniami?

 

Kominek w dużym pokoju jest tak olbrzymi, ze mieszczą się w nim dwuipółmetrowe polana. Dwuipółmetrowe polano to już drzewo, prawda?

 

Gdy gaszę światło, noc przecina budzący grozę skowyt. To pewnie lis albo ptak. Albo któryś z moich sąsiadów krzyczy w ekstazie.

 

Za to dzieciaki mają tyle energii co zawsze. Dwunastolatek właśnie pokazuje siedmiolatkowi, jak żonglować pochodniami. Całkiem nieźle mu idzie. W każdym razie jak dotąd żaden się nie podpalił.

 

Mogłeś więc zjeść irlandzki gulasz i napić się guinnessa na moskiewskim lotnisku, odsiadując parę dni w sali lotów krajowych w oczekiwaniu na paliwo lub trzeźwą załogę.

 

- Przywiało go tu z Niemiec jakieś dziesięć lat temu. Oczywiście wrócić już nie potrafił, wziął się więc za organiczną uprawę warzyw. Teraz się zupełnie zasymilował. Bardziej irlandzki niż Irlandczycy. Przez cały ubiegły rok dowoził nam warzywa, ale zapomniał o rachunku. Jest rewelacyjny. W Monachium nie przeżyłby tygodnia.

 

(...) zapowiada się przepiękny dzień, wracam więc do łóżka i wstaję za godzinę.

 

Na szczęście przez lata wykształciłem w sobie nawyk, aby nigdy nigdzie nie wybierać się bez czegoś do czytania - tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś się spóźnił, spotkanie skończyło wcześniej, albo mnie omyłkowo aresztowano i na trzydzieści pięć lat osadzono w pojedynczej celi.

 

Na drodze, niedaleko miejsca, gdzie zaparkowałem, leżało martwe zwierzę - chyba borsuk - z którego ściągnięto skórę. Rozejrzałem się wokół szukając winowajcy, ale nie zobaczyłem nikogo prócz bardzo długorogiej owcy, która patrzyła na mnie również ze środka drogi. Owce nie ściągają skóry z borsuków, prawda? Bracia Grimm nic o tym nie wspominali.

 

W rzeczy samej dwudzieste szóste prawo podróżnika mówi: "Każdy spotkany za granicą Włoch podróżuje w towarzystwie jeszcze bardziej wystrzałowego Włocha płci przeciwnej". Podpunkt A: W przypadku gdy dwie pary podróżują razem, co najmniej troje będzie miał na czubku głowy okulary słoneczne.

 

W sklepie rowerowym, to znaczy w pubie, można też kupić nasiona warzyw i części do komputera. Wchodzę zapytać o dętkę i nasiona kapusty, ale ponieważ nie potrzebuję właściwie ani jednego, ani drugiego, zamawiam kufel piwa.

 

Pani domu jest dużą kobietą w wełnianej spódnicy i czymś wełnistym na głowie, co - jak uznałem, ostatecznie wykluczywszy wszelkie inne ewentualności - musi być turkusową czapką z moheru. Mały pies o obwisłej mordce, kaszlący i sapiący chrapliwie niczym rumuński górnik z kopalni azbestu na rencie, zerka na mnie spod olbrzymiej pachy. Gospodyni nawet na chwilę nie stawia go na ziemi, w związku z czym zaczynam przypuszczać, że został tam operacyjnie zamontowany na stałe.

 

Znów nikogo nie ma - jedyną oznaką obecności ludzi w pobliżu jest napawający otuchą odgłos wystrzału z broni palnej, rozlegający się w chwili, gdy dochodzę do końca ścieżki. Przez parę minut leżę rozpłaszczony na ziemi za kamiennym murkiem, przybrawszy, zgodnie z zaleceniami konwencji genewskiej, pozycję "na tchórza" (...)

'Czerwone gardło' Jo Nesbø

Czerwone gardło - Jo Nesbo

W polu widzenia Harry'ego to pojawiał się, to znikał szary ptaszek. Harry bębnił palcami w kierownicę. Czas się wlókł. Wczoraj ktoś w telewizji mówił o wlokącym się czasie. Właśnie teraz czas się wlókł. Jak w Wigilię przed przyjściem Świętego Mikołaja. Albo na krześle elektrycznym przed włączeniem prądu.

 

- Słyszałem, że wciąż przesiadujesz U Schrodera, Harry?

- Mniej niż dotychczas. W telewizji jest mnóstwo ciekawych rzeczy.

- Ale przesiadujesz tam.

- Nie lubią, kiedy się stoi.

- Przestań. Znowu pijesz?

- Minimalnie.

- Jak minimalnie?

- Wyrzuciliby mnie, gdybym pił mniej.

 

W Bergen mieli wolne stanowisko naczelnika wydziału, termin składania podań mijał w przyszłym tygodniu. Od jednego z kolegów stamtąd słyszał, że zasadniczo pada tam tylko dwa razy jesienią. Od września do listopada i od listopada do nowego roku.

 

- Cześć, to ja.

- Kto?

- Harry. Nie udawaj, że jacyś inni faceci dzwonią do ciebie i mówią "to ja".

- Idź do diabła.

 

- Dlaczego nie masz tu dodatkowego krzesła, Harry?

- Bo ludzie na stojąco szybciej mówią, z czym przyszli.

 

Data pierwszego wydania: 2000

Seria: Harry Hole

Tom: 3

'Poza prawem' W.E.B. Griffin

Poza prawem - W.E.B. Griffin

- Wierzę, że podczas spotkania takiego jak to należy postępować demokratycznie - rzekł podpułkownik w stanie spoczynku Armii Stanów Zjednoczonych Carlos G. Castillo. - Otóż ja wam wyjaśnię, co robimy, a potem wszyscy odpowiedzą: "Tak jest".

 

Gd wyszliśmy na zewnątrz - wspominałem, że siedzieliśmy w hangarze? - Generał McNab już na nas czekał. Uraczył nas standardową gadką o tym, że do końca życia mamy trzymać gębę na kłódkę, bo jak nie, to nas osobiście wykastruje tępym nożem.

 

Zadowolony z siebie, wcisnął klawisz interkomu.

- Witamy w Porcie Lotniczym Grapefruit. Proszę pozostać na miejscach, z zapiętymi pasami cnoty, do czasu, gdy zaparkujemy przy terminalu. Mamy nadzieję, że lot upłynął państwu przyjemnie i gdy zechcą państwo ponownie uciec przed CIA, raz jeszcze skorzystają z usług High Roller Airlines.

 

- Szykuje pan inwazję na Wenezuelę?

- Chcemy tylko wylądować na wenezuelskim lotnisku, nie ma mowy o inwazji. Inwazja jest wtedy, gdy najeźdźca pragnie zostać na dłużej. A my, przy odrobinie szczęścia, powinniśmy przebywać na wenezuelskiej ziemi nie dłużej niż piętnaście, góra dwadzieścia minut.

 

- Na pewno wiesz, co robisz, Charley?

- Mam nadzieję, że mam rację, że pułkownik Hamilton ma rację i że sierżant Dennis ma rację. Czy to wystarczy?

- Zdecydowanie bardziej wolę, kiedy przyznajesz, że za cholerę nie masz pojęcia, co robisz - przyznał Wujek Remus.

 

Data pierwszego wydania: 2010

Seria: Z rozkazu prezydenta

Tom: 6

'Kot wśród gołębi' Agata Christie

Kot wśród gołębi - Christie Agatha

Pułkownik popatrzył na niego chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko.

- Jak podobałoby ci się obserwowanie żeńskiej szkoły? - zapytał.

- Żeńskiej szkoły? - młody człowiek podniósł brwi. - To byłoby coś nowego? Co one narozrabiały? Robią bomby na lekcjach chemii?

 

- W dyplomacji nie istnieje coś takiego, jak zwyczajna odmowa - powiedział Herkules Poirot. - Zamiast tego mówi się, że sprawie poświęci się najwyższą uwagę (...)

'Zbrodnia na festynie' Agata Christie

Zbrodnia na festynie - Agatha Christie

Poirot nie słuchał uważnie. Patrząc z tyłu na dziewczyny, pomyślał, nie po raz pierwszy, że tak niewiele kobiet wygląda dobrze w szortach. Zdegustowany, aż zacisnął powieki. Dlaczego, och dlaczego one się oszpecają? Te czerwone uda, tak niepociągające!

 

- (...) Mówią, że pani Ariadne Oliver jest tu gdzieś osobiście. Chciałbym zdobyć autograf. Nie widzieli jej państwo tutaj?

- Nie - powiedziała pani Oliver bez mrugnięcia okiem.

 

Detektyw był nieco zaskoczony widokiem pani Oliver. Nie spodziewał się takiej obfitości kształtów, purpury szat i emocji.

- Czuję się okropnie - pani Oliver opadła na fotel naprzeciw inspektora niczym duża porcja purpurowej galarety z migdałów. - OKROPNIE - powtórzyła z pewnością dużymi literami.

'Entliczek pentliczek' Agata Christie

Entliczek Pentliczek - Agatha Christie

- W tym liście są trzy błędy.

W jego głosie brzmiało niedowierzanie. Panna Lemon bowiem, ta szkaradna i kompetentna kobieta, nigdy nie robiła błędów. Nigdy nie była chora, nigdy zmęczona, nigdy zdenerwowana, nigdy niedokładna. Innymi słowy, z praktycznego punktu widzenia, nigdy nie była kobietą.

 

- (...) To okropne, w jaki sposób mnie się traktuje. Pomija! Odsuwa na bok. Gdybym jutro miała umrzeć, kogo by to obeszło?

Pani Hubbard, zbyt mądra, by odpowiadać na to pytanie, wyszła z pokoju.

 

- To straszne - szeptał, pomagając detektywowi zdjąć płaszcz. - Mamy tu policję cały czas! Zadają pytanie, idą tu, idą tam, zaglądają do szaf, zaglądają do szuflad, wchodzą nawet do Marii do kuchni. Maria bardzo zła. Mówi, że chce zdzielić policjanta wałkiem, ale ja mówię lepiej nie. Mówię, że policjant nie lubi dostać wałkiem i może narobić nam więcej kłopotu, jak Maria go zdzieli.

- Macie rozum - pochwalił go Poirot.

'Po pogrzebie' Agata Christie

Po pogrzebie - Agatha Christie

- Nie do wiary - rzekła Maude - że siostra Timothy'ego, jego własna siostra, mogła zostać zabita siekierą.

Panu Entwhistle również wydawało się to niepojęte. Życie Timothy'ego było tak spokojne, iż czuło się, że jego krewni powinni niejako się do tego dostosować.

 

- Wprowadź go, Georges - polecił. - I przynieś... co to lubią policjanci?

- Sugerowałbym piwo, sir.

- Okropne! Takie brytyjskie. Przynieś zatem piwo.

 

- Ja widziałam ją raz czy dwa... Zachowywała się... dość dziwnie...

- Co jej się stało? Próbuje myśleć?

 

- (...) Może się zdarzyć - powiedział Poirot mało przekonującym tonem - że się mylę.

Morton uśmiechnął się.

- Nieczęsto panu się to zdarza?

- Nie. Aczkolwiek jestem zmuszony przyznać, że się zdarzyło.

- Z radością to słyszę! Musi być trochę nudne mieć zawszę rację.

- Nie zgadzam się z tym - sprzeciwił się Poirot.

'Pani McGinty nie żyje' Agata Christie

Pani McGinty nie żyje - Agata Christie

- Ooo - powiedziała pani Summerhayes i jej uwagę odwróciła od Poirota miska na kolanach. - Krew mi kapie na groszek. Nie najlepiej, zważywszy, że mamy go mieć na lunch. Chociaż właściwie nie ma to znaczenia, bo i tak idzie do wrzątku. Przecież jak się coś zagotuje, to jest w porządku. Nawet z puszki.

- Myślę - powiedział spokojnie Poirot - że nie będę na lunchu.

 

"Bo gdzieś - powiedział sam do siebie Poirot plącząc niedorzecznie przysłowia - w tym stogu siana jest igła i człowiek strzela, a Pan Bóg wywołuje wilka z lasu, i zobaczymy, co się wylęgnie z tego jajka!"

 

- Przeprowadziłem swoje dochodzenia - powiedział ponuro Poirot.

- I?

- I oto ich wynik: Mieszkańcy Broadhinny to wszyscy bardzo przyzwoici ludzie.

- Co chce pan przez to powiedzieć, monsieur Poirot?

- Ach, przyjacielu, niech pan pomyśli. "Bardzo przyzwoici ludzie". To już bywało motywem morderstwa.

 

- Ja uwielbiam ludzi, a ty? - zapytał Robin radośnie.

- Nie - odpowiedziała zdecydowanie pani Oliver.

- Ależ musisz. Popatrz na tych wszystkich ludzi w swoich książkach.

- To co innego. Uważam, że drzewa są milsze od ludzi i nie tak męczące.

 

- (...) Myślę, że znam prawdę... choć istnieje jeden fakt, który zbija mnie z tropu.

- Cieszę się, że coś pana zbija z tropu - powiedział Spence.

 

- Bon Dieu, jakiż byłem głupi - powiedział Herkules Poirot. - Przecież sprawa jest całkiem prosta.

Po tej uwadze omal nie doszło do trzeciego morderstwa - popełnionego na Herkulesie Poirocie przez nadinspektora Spence'a z Komendy Policji w Kilchester.

'Wściekły od urodzenia' Jeremy Clarkson

Wściekły od urodzenia - Clarkson Jeremy

Mordowałam się z tą książką. Zazwyczaj przepadam za felietonami Clarksona, jednak to... Może dlatego, że jest z 1999, czyli jeśli chodzi o aktualność to trochę kuleje. Może dlatego, że jest tylko w przybliżonym stopniu chronologiczna, a Clarkson ma zwyczaj odwoływania się do swojej wcześniejszej pisaniny. Może dlatego, że jest tego cholernie dużo. Może dlatego, że tematyka się powtarza - osobne pasy dla autobusów, Ferrari 355.

Przy wszystkich poprzednich książkach Clarksona na mej twarzy gościł wyszczerz nr 5 przez cały czas ich czytania, tutaj - od czasu do czasu. Nie sądzę, by była to wina autora, raczej redakcji - błędny dobór tekstów.

Muszę trochę odpocząć od Clarksona... jasne, już to widzę. Za chwilę ma wyjść jego nowa książka "Moje lata w Top Gear". 

Uwaga Spoiler!

'Alpha and Omega', 'Cry Wolf' Patricia Briggs

Cry Wolf - Patricia Briggs

'Alpha and Omega'

Somehow she managed to keep her spine straight. She wasn't ready to fall into a puddle at his feet quite yet.


"You've lost enough blood today. The bandages don't advertise your weakness any more than bleeding all over would. At least this way, you aren't going to rain the carpet."

 

Data pierwszego wydania: 2007

Seria: Alpha and Omega
Tom 1 (nowela poprzedzająca)

'Cry Wolf'

 

“I hope you’ve got a good surface on this floor,” she murmured to help distance herself from the wound. “Be a shame to stain it.”
His blood had spread all over the fancy patterning on the floor. Fortunately, the Persian rugs were too far away to be in danger.
(...)
“Blood won’t bother it,” he answered as if he bled on his floor all the time.


“Is there a doctor? Or a medical person who knows more than I do around here somewhere? Like maybe a ten-year-old Boy Scout?”


He hadn’t had to kill a witness for a long time. Mostly they could rely on general disbelief in the supernatural and, in the Pacific Northwest anyway, Big Foot stories. One of the Oregon packs had made it a hobby to create Big Foot sightings ever since the damage one of their new wolves had done to a car had been attributed to Big Foot.


“I don’t want to send anyone in to get killed.”
“Just me.” Charles could use a dry tone, too.
“Just you,” agreed Bran blandly.


The first pew on the left was entirely empty except for Bran. He sat looking for all the world as if he was waiting for a bus rather than a funeral, despite the designer charcoal suit he wore. His arms were spread to either side of him, elbows hanging over the back of the pew; his legs were stretched out and crossed at the ankle, eyes focused either on the railing in front of him, or on infinity.


“Shortly after we moved back here, Carter Wallace came to my house at two in the morning to hold my wife’s hand when our retriever had her first litter of puppies. He wouldn’t charge me because he said if he charged for cuddling pretty women, he’d be a gigolo and not a vet.”


Werewolves and violence, werewolves and death: they went together like bananas and peanut butter.


Charles belted in. He’d probably survive a wreck, but the way his da drove, the belt was useful in keeping him in his seat.


“Hey, ’Sil. You’re smiling—someone die?”


“Samuel,” he said, feeling his way. “Why would you burn a body?”
“To hide its identity. Because it’s too cold to bury a body. Because their religion requires it. To prevent the spread of disease. Because there are too many bodies, and no one has a bulldozer handy. Am I getting warm?”


“You know,” said Samuel reflectively, “You just proved your point better by arguing against it than you did arguing for it. I wonder if that says anything about how your mind works.”
“Or yours,” said Bran, smiling despite himself.


(...) Walter flattened himself on the ground at her feet, just as if he were her devoted pet dog…who weighed about the same as the average black bear and was capable of considerably more destruction.


Bran was always a deceptive bastard, gentle and mild right up until he ripped your throat out. He had many other fine qualities as well.


Charles was a thug, a killer. He didn’t say much, just lurked silently behind his father to inspire the terror that Bran should have been able to cause by himself if he weren’t so concerned with looking like a harmless boy.


Bran was watching them as a cat waits for a mouse to do something interesting — like run.

 

Data pierwszego wydania: 2008

Seria: Alpha and Omega
Tom 2  

Teraz czytam

Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo
Norman Davies, Elżbieta Tabakowska
Gastrofaza. Przygody w układzie pokarmowym
Mary Roach
Przeczytane:: 76/350 stron
Porażka nie wchodzi w grę. Kontrola misji od programu Mercury do lotu Apollo 13 i później
Gene Kranz
Przeczytane:: 162/412 stron
Wytrącony z równowagi
Clarkson Jeremy
Pilot. Naga prawda
Piotr Abraszek, David Beaty, Leszek Erenfeicht
Przeczytane:: 214/310 stron